PRZY ZMARŁYM

Fragment książki autorstwa rabina Simona Philipa De Vries Mzn "Obrzędy i symbole Żydów"

Przy zmarłym
Nastąpiła niepojęta w swej tajemnicy śmierć. Już się dokonała. Malach ha-Mawet odszedł już i zabrał ze sobą duszę człowieka, co zwykliśmy uważać za rzecz zwyczajną i normalną, zrozumiałą i oczywistą, ale co okazuje się teraz dla nas czymś niepojętym, nawet tajemniczym jak sama śmierć. Leży oto przed nami pozostałość po czymś, w czym jeszcze niedawno było życie albo też, inaczej mówiąc, co samo było żywe. Dawnego ciała już nie ma. Teraz jest ono bez życia. Zwłoki.

Ale te zwłoki to nie popiół, to nie trup. To była kiedyś osłona, to było ciało, poprzez które uzewnętrzniał się człowiek. Może był kimś przez nas kochanym - po trosze albo nieskończenie - a może zaledwie go znaliśmy. Przecież jednak: człowiek. Ze wszystkimi jego zaletami i ułomnościami, lepszy czy też gorszy przedstawiciel rodzaju ludzkiego, to przecież jednak jako "stworzony na obraz Boga" zawsze nas napominał i zawsze nam uświadamiał nasze powołanie, abyśmy się wznosili i dążyli na wyżyny człowieczeństwa, potykając i na nowo się podnosząc, byśmy się jednak wspinali. Pojęcie człowieczeństwa, owa skala, dzięki której możemy się indywidualnie porównywać i możemy porównywać ze sobą indywidualnych ludzi, a także do której - co nie mniej ważne - możemy sami siebie próbować przykładać każdego dnia i o każdej porze.

Owe szczątki to nie ścierwo, nie trup. W nich znajdowała mieszkanie ludzka dusza. To było mieszkanie Boga. Dlatego nasz szacunek dla tej cielesnej powłoki nie mniejszy jest od tego, jakim darzymy człowieka żywego. Dotknął ją bowiem majestat śmierci i jest teraz bezbronna. Jest teraz w naszych rękach, nas żyjących. Ta zaś bezbronność już określa nasze zachowanie, o ile nasze uczucia świadczą o szlachetności charakteru, jak zresztą właśnie być powinno.

Tego rodzaju myśli stanowią zasady przewodnie, którymi się kierują ludzie podejmujący działalność dobroczynną, a które teraz mają być zastosowane do zmarłego. Te właśnie motywacje ożywiają mężczyzn i kobiety z Chewra Kadisza, którzy zgłaszają się gotowi do spełniania posługi miłosierdzia. Układają oni zwłoki we właściwej pozycji i składają je, o ile to możliwe, na ziemi, w każdym jednak razie usuwają z wierzchu i od spodu wszelką pościel czy okrycie, które gromadząc ciepło przyspieszałoby tylko rozkład pozbawionego duszy ciała, zanim zwrócone ono zostanie ziemi. Rozkład czyni fizycznie owe zwłoki niebezpiecznie podobnymi do charakteru padliny. Zapach ścierwa, także wydzielany przez ludzkie zwłoki, może u obecnych mimowolnie wywołać takie uczucia, a także spowodować ich okazywanie w słowach czy w gestach tego rodzaju, że będą one niestosowne ze względu na cześć należną zmarłemu. Na martwym ciele kładzie się dlatego jedynie białe prześcieradło. Rozpoczyna się też natychmiast przygotowania do obmycia i oczyszczenia zwłok oraz do złożenia ich w trumnie. Także i to wszystko wykonane zostanie na zasadzie posługi miłosierdzia przez pobożne stowarzyszenia, których bracia krzątają się przy zmarłych mężczyznach, a siostry przy kobietach. Zwłok nie pozostawia się samotnie ani też nie powierza się ich wyłącznie trosce rodziny. Jest przy nich zawsze ktoś dniem i nocą. Przeważnie bez względu na okoliczności, w większych zwłaszcza gminach, czuwa przy zwłokach wyznaczona z urzędu osoba, strażnik albo strażniczka, która po upływie określonego czasu, na przykład co pół doby, zostaje zmieniona przez drugą. Przy łożu śmierci obecna jest także i "nauka", co oznacza, że odbywa się tam studiowanie żydowskiej Nauki, w tym zaś celu jest pod ręką odpowiednia lektura religijna. Czyta się tam urywki z Pisma Świętego. Recytuje się psalmy. Niekiedy czyni się to nieustannie od chwili śmierci aż do złożenia w ziemi. Nie robi się jednak tego wszędzie i nie zawsze czytanie takie odbywa się w sposób ciągły. Dzieje się to wszystko w pokoju, w którym znajdują się zwłoki, nigdy jednak w bezpośredniej bliskości zmarłego. On już bowiem nie może w tym uczestniczyć, nie może wypełnić szlachetnej powinności "trudnienia się Nauką". Naszą zaś powinnością w tym względzie jest wystrzegać się tego, byśmy "nie uchybili czci ubogiego". Kto bowiem dopuszcza się takiego czynu - "znieważa swego Stwórcę" (Prz 17, 5). Dlatego przy zwłokach okrywamy się przynajmniej chustami talit albo zakładamy tefdin.

W każdym razie miejsce, w którym złożono doczesne szczątki ludzkie, otaczamy szacunkiem aż do chwili, w której zwłoki zostaną złożone do trumny.

Ilustracje z księgi bractwa pogrzebowego Chewra Kadisza z Gyongyos (1880 r.),
ze zbiorów Muzeum Żydowskiego w Budapeszcie
Chwila
śmierci
Ułożenie zwłok
na podłodze
Recytowanie psalmów
przy zmarłym
Tahara - rytualna ablucja ciała Złożenie zwłok do trumny Orszak pogrzebowy
Złożenie zwłok
do grobu
Posłaniec ogłasza
nadejście Mesjasza
Zmarli powstają
z grobów

Tymczasem trwają przygotowania do pogrzebu. Także i w tym wypadku pobożna instytucja ofiaruje rodzinie zmarłego swoją współpracę i pomoc w załatwianiu wszystkich formalności w urzędzie stanu cywilnego oraz wszystkich innych spraw, które nie przekraczają kompetencji stowarzyszenia pogrzebowego. Przygotowuje się więc trumnę i ubiór dla zmarłego. Wszystko to jest skromne i proste. Wszystko to pod tym względem podobne jest i jednakowe dla wszystkich zmarłych braci i sióstr. Ma za sobą tradycję tysiąca ośmiuset lat. Wcześniej przy okazji pogrzebów panowała pogoń za przepychem. Miało to takie rozmiary, że ludzie średnio zamożni stawali się z powodu wydatków na ten cel ubogimi, zaś ludzie biedni ze wstydu w ogóle ociągali się z pochówkiem swoich zmarłych. Aż wreszcie patriarcha rabi Gamaliel z Jawne - którego działalność przypadała na ostatnie ćwierćwiecze I w. n. e. i na pierwsze dwudziesto-pięciolecie II w. n. e. - sam dla siebie domagał się takiego skromnego pogrzebu i wola jego została w tym względzie uszanowana. Od tego czasu taka właśnie praktyka stała się nieodwracalnie uświęconym zwyczajem. Trumna jest z nieheblowanych białych desek. Szata zmarłego zrobiona jest z białego płótna lnianego, którego jakość niewiele jest wyższa od samej trumny. Nie ma na niej żadnych haftów. Nie ma też żadnych ozdób ani kosztowności jakiegokolwiek rodzaju na samych zwłokach w trumnie ani też w grobie. Wszystko, co stanowi część zwłok, chowa się razem z nimi, także wszystko to, co stanowi z nimi nieodłączną całość, jak na przykład sztuczna drewniana noga. Trumien i szaty pogrzebowej, które raz zostały przeznaczone dla zmarłego, nie wolno używać ponownie w tym samym celu dla kogoś innego. Zmarły jest bowiem bezbronny i nie może dochodzić swoich praw.

Niewielu jest takich, którzy zawczasu troszczą się o swój strój pogrzebowy. Wcześniej było czymś zupełnie oczywistym, że do posagu załączano również tachrichim - szatę pogrzebową. Dzisiaj też jeszcze się zdarza, iż ktoś, kto osiągnie już swoje lata, zabiera się do tkania takiej szaty albo też je komuś zleca. Jeżeli nie ma jej gotowej - co staje się jednak regułą - wtenczas troszczy się o to Chewra Kadisza. W niewielkich gminach schodzą się w przypadku czyjejś śmierci kobiety i tkają względnie szyją w domu zmarłego to, co jest potrzebne. Nie ma tego znów tak wiele: czapka, spodnie, koszula, płaszcz, pasek, żabot i para pończoch. Dla kobiet oczywiście przeznaczone były szaty kobiece. Wszystko to wykonane z całkiem prostego płótna lnianego niezbyt kunsztownie, gdy idzie o formę, skrojone i zszyte ręcznie, z należytą starannością, jednakże bez silenia się na doskonałość. W większych gminach dokłada się starań, aby wszystkie te części odzieży były już wcześnie na wszelki wypadek gotowe. Zajmują się tym czynni członkowie stowarzyszeń, zazwyczaj pod kierownictwem i nadzorem kobiecym. Także i do tej dziedziny wkroczyła produkcja maszynowa, chociaż nie wszędzie. Wszędzie jest dosyć kobiet, które tej posługi miłosierdzia nie chcą wypuścić z własnych rąk.

Kiedy trzeba zatroszczyć się i o to, schodzą się mężczyźni do zmarłego brata, a kobiety do zmarłej siostry, aby umyć ciało. Jest to rzeczywiste mycie i zarazem symboliczne oczyszczanie. Na dwóch podporach umieszcza się blat stołu, na nim zaś składa z należytym szacunkiem ciało zmarłego. Z tą samą pełną czci bojaźnią zdejmuje się ze zwłok ubranie, jeśli nie zrobiono tego wcześniej. Ciało zmarłego pozostaje jednak stale pod całkowitym przykryciem, okryte wielkim prześcieradłem. Także i podczas mycia. Przy pomocy miski napełnionej zimną wodą wszyscy zgromadzeni przy zwłokach myją je starannie.

Ciało zmarłego obmywa się kolejno z wierzchu i od spodu, nie pomijając pleców. Wykonuje się toaletę dłoni i stóp, także i paznokci. Wszystko to odbywa się w uroczystym milczeniu. Przed rozpoczęciem tych czynności zebrani odmawiają krótką modlitwę, także i podczas ich trwania obecni tam kantor lub inne do tego powołane osoby odmawiają psalmy. Na koniec ma miejsce właściwe oczyszczenie czyli tahara. Resztą przygotowanej uprzednio wody polewa się po trzykroć uroczyście plecy leżących ciągle pod prześcieradłem zwłok, wypowiadając przy tym słowa Biblii: "Tego dnia będzie pojednanie wasze i oczyszczenie od wszystkich grzechów waszych: przed Panem będziecie oczyszczeni" (III Mjż 16, 30-31).

Następnie ciało zmarłego z tą samą starannością i bojaźnią osusza się z wszelkiej wilgoci. Potem nakłada się na nie strój pogrzebowy. Wszystko to się wykonuje wedle zasad i ze zręcznością nabytą poprzez długie doświadczenie. Czynnościami tymi kieruje jedna osoba: jest to przewodniczący albo członek zarządu Chewra Kadisza, zaś w przypadku zmarłej kobiety funkcję tę sprawuje przewodnicząca. Ten, kto kieruje, wyróżnia spośród obecnych dwie osoby, przydzielając im czynności, które jako miewa są funkcjami honorowymi. Także i bliscy osoby zmarłej oraz inni członkowie rodziny mają, jeśli taka jest ich wola, sposobność do wyświadczenia zmarłemu ostatniej posługi miłosierdzia, pomagając przy myciu, oczyszczaniu i ubieraniu.

Trumna czeka już przygotowana na przyjęcie zwłok. Jej dno i boki okrywa wielkie prześcieradło. Jest tam również talit rozłożony w taki sposób, że okryje całkowicie zmarłego. Teraz ostrożnie podnosi się zwłoki i umieszcza w trumnie, na pożegnanie zmarłego recytuje się werset Biblii: "A ty idź do zamierzonego, a odpoczniesz i staniesz na losie twoim na końcu dni" (Dn 12, 13).

Następnie przykrywa się trumnę wiekiem i tymczasowo się ją zamyka. Niekiedy czyni się to na dobre. W tym jednak przypadku najpierw jednak nastąpi uroczyste posypanie ziemią z Ziemi Świętej. To jednak może nastąpić także i przed samym pochówkiem i tak właśnie w wielu miejscach się to odbywa.

Wszyscy, którzy pomagali w tych czynnościach, dziękują osobie przewodniczącej uroczystości za micwę, którą mieli sposobność wypełnić. Kiedy wszystko już jest uprzątnięte i kiedy izba zostanie uporządkowana, mogą się rozejść z poczuciem zadowolenia ze spełnionego obowiązku.

Przed pogrzebem


Ziemia pochodząca z Ziemi Świętej: nie jest to żadna fantazja ani mistyfikacja. Jest to rzeczywiście odrobina piasku zaczerpnięta z gruntu Erec Israel, którą rozesłano rozmaitymi drogami we wszystkich kierunkach po świecie zamieszkałym przez Żydów.

Można zatem znaleźć niemal wszędzie zawiniątko zawierające ziemię z Erec Israel, wszędzie tam, gdzie mają zostać złożone na wieczny spoczynek doczesne szczątki dziecka Izraela. Oczy zmarłego, jeśli nie zostały jeszcze zamknięte, zamyka się teraz łagodnie i dokładnie. Zmarły bowiem będzie tylko spał, tylko drzemał w prochu materii aż do dnia wielkiego przebudzenia. Otwiera się więc teraz paczuszkę z ziemią. Po odrobinie rozdaje się ją kolejno każdemu z obecnych, którzy dotychczas okazywali swoją pomoc. Oni zaś rozsypują ją po twarzy, po ubraniu i po całym ciele zmarłego, wypowiadając przy tym słowa Biblii: "miłościw będzie ziemi ludu swego" (V Mjż 32, 43).

Każdy, komu nie jest dane mieszkać w Ziemi Ojców i kto musi wzdychając pocieszać się myślą o niej, kto w modlitwie kieruje oczy swoje w jej stronę, kto za nią modły swoje ofiaruje i jak tylko może, dla niej pracuje, ten chciałby tam właśnie spędzić wieczór swego życia i pragnie, aby jego synowi dane było w tej ziemi go pochować. Ten więc, kto nie mógł spocząć w prochu ziemi praojców, pragnąłby, aby podczas jego pogrzebu chociaż twarz mu posypano tą ziemią. Tak czy inaczej: trochę pyłu z Ziemi Świętej okryje naszą śmierć.

Są i tacy - zwłaszcza ostatnio się to nasila - którzy wywożą stąd szczątki swoich drogich. Wszystkim tym zmarłym już dużo wcześniej; należało się ponowne złożenie ich szczątków w łonie Erec Israel. Mogą i powinni tam spoczywać. Chociaż bowiem zabronione jest kategorycznie wydobywanie zwłok z grobów czyli rzecz dla uczuciowości żydowskiej )zupełnie odrażająca i całkowicie nie do pomyślenia, aby naruszać spokój prochów zmarłych - wszystko to jednak się nie liczy, kiedy idzie)\ o pogrzeb w Erec Israel. Inni zaś nie mogąc w pełni okazać w ten sposób miłości i czci szczątkom tych, którzy już stąd odeszli, starają się przynajmniej w każdym wypadku ukochanej osobie urządzić w trumnie prawdziwe posłanie na ziemi z Izraela.

Tymczasem jednak symbolu odrobiny prochu z Ziemi Ojców nie powinno zabraknąć.

Uroczystość ta ma w naszych czasach miejsce zazwyczaj tuż po oczyszczeniu ciała, po tym jak ciało zostało złożone w trumnie. Dawniej następowało to prawie zawsze, a i teraz zdarza się niekiedy na cmentarzu w kaplicy przedpogrzebowej. Wówczas unosi się nieco wieko trumny i odkrywa miejsce, gdzie spoczywa głowa zmarłego. Torebkę z lnianego płótna należącą formalnie do kompletu tachrichim i równocześnie z owym ubiorem uszytą napełnia się piaskiem z uprzednio już wykopanego grobu. Dzieci, żałobnicy i inni bliscy zmarłego napełniają ją za pomocą szufelki albo też rękami ze skrzynki, w której umieszczono wcześniej ów piasek. Ten to woreczek z piaskiem zostanie następnie jako jasiek podłożony pod głowę zmarłego. Potem ma miejsce ceremonia posypywania ziemią z Erec Israel: zmarły śpi więc na tej ziemi, okryty zarazem tą ziemią.

Zanim trumna zostanie ostatecznie zamknięta, odrywa się od talitu jeden cicit. Dokonał się w ten sposób gest symboliczny: tamto było zrobione dla życia. Teraz więc uległo zerwaniu. Zmarły nie idzie więc do grobu otulony w talit przeznaczony do użytku w życiu religijnym. To bowiem byłoby "drwiną z ubogiego".

W przypadkach, kiedy trumnę otwiera się raz jeszcze na cmentarzu, a osobą zmarłą jest kobieta, wówczas należy zapewnić obecność także i kobiet przy tej ostatniej posłudze. W ostatnich jednak czasach stało się coraz bardziej powszechnym zwyczajem, aby w odprowadzeniu człowieka na miejsce spoczynku brali udział wszyscy domownicy. Ponowne otwieranie trumny przestaje natomiast być praktykowane. Zrozumiałe są tutaj wszystkie względy, które przeciwko tej praktyce przemawiają, jak choćby tylko częściowe odsłanianie zwłok, będących już przecież w początkowym stadium rozkładu.

W domu żałoby albo w kostnicy powiedzmy szpitalnej umieszcza się płonące światełko. Tę świecę zapala się zaraz potem, jak zgasło światło życia. Dusza tylko poprzez ten symbol pozostaje przy ciele. Ta dusza, która wedle słów Księgi Przysłów (20, 27) jest "światłem Boga". Jak długo to ciało jest jeszcze wśród nas, tak długo również i jego duchowa cząstka w sposób dla nas widoczny blaskiem przypomina o swojej obecności. Po dokonaniu oczyszczenia i po zamknięciu trumny oraz po okryciu jej czarnym całunem umieszczamy świeczkę na trumnie nad głową zmarłego: czyż dusza nie rzuca blasku poprzez ludzkie oczy? W taki sposób zwłoki czekają na porę, kiedy zostaną odprowadzone na miejsce ostatniego spoczynku.

Możliwe, że w różnych miejscach występują niewielkie odmiany zwyczajów. Niektóre spośród tych urozmaiceń rozwinęły się aż do swoistych, lokalnych zwyczajów. Trudno, by działo się inaczej. Większość bowiem tego, co składa się na ten obrzęd, zostało do niego przeniesione na drodze praktyki z dziedziny naocznych doświadczeń. To wszystko zaś, co ludzie kiedyś dostrzegli i w co uwierzyli dzięki swoim poprzednikom, uznali za dobre i słuszne. Także i wówczas, kiedy nie dociekali oni znaczenia tych obrzędów, których też nikt im nie objaśniał i których znaczenia w sposób oczywisty pojąć nie mogli. Dlaczegóż by zresztą sprawy należące do kręgu wielkiego misterium miały uchodzić za takie, które można zrozumieć? Ludzie przywiązują wagę do swoich lokalnych zwyczajów. W tym zaś przypadku jest to szczególne. Dręczyłoby ich bowiem prawdopodobnie uczucie, że nie zadośćuczynili oni zmarłym i że zaniedbali obowiązek oddawania im czci.

Sam miałem sposobność zaobserwować w niektórych miejscach tego rodzaju zachowania. Widziałem, jak po umyciu zmarłego tłuczono na kawałki glinianą miskę, której używano przy czynności tahara, następnie zaś owe gliniane skorupy kładziono do trumny. Dwoma niedużymi odłamkami zakrywano oczy zmarłego. Ludzie nie potrafili jednak objaśnić tego zwyczaju. Jakaż to znakomita okazja dla kogoś stojącego na uboczu i patrzącego na to z dystansem, aby fantazjować na temat kultu zmarłych. Kiedy indziej znów zauważyłem, że przy marach znajdował się talerzyk z kawą - ze zmielonymi ziarnami kawy, i że ludzie zanim chwycili owe mary, aby ponieść zmarłego, rozbijali ów talerz na ziemi w kawałki.

Objaśniono mi to później jako symbol przemijalności wszystkiego albo też jako symbol niepowetowanej straty. Ja zaś widziałem to inaczej. Domyślam się mianowicie, że ludzie wpadli na pomysł, aby za pomocą aromatu kawy neutralizować z góry ewentualny zapach rozkładających się zwłok. Albo weźmy zwyczaj, aby hałaśliwie okazywać radość. Z jakichkolwiek możliwych powodów. A idzie tu przecież tylko o to, aby przypadkiem w najmniejszym stopniu nie narazić na szwank czci zmarłych. Wszystko, co tylko w jakimkolwiek stopniu dotyczy zmarłych i co zarazem nie jest do końca określone, staje się dla nas sferą rzeczy straconych, nietykalnych. Owej kawy na przykład - to dla każdego jest zrozumiałe - nikt więcej już nie użyje. Jednakże z tego samego powodu trzeba było zniszczyć także i ów talerz. To samo dotyczy i glinianej miski służącej do obmywania zwłok, którą należało rozbić na kawałki. Również i te kawałki miski idą razem ze zmarłym do grobu. Jeżeli można tylko zrobić cokolwiek jeszcze ponadto dla uczczenia zwłok, to tym lepiej. Tam wszelako, gdzie posługa dobroczynna wobec zmarłych zorganizowana jest w ramach Chewra Kadisza, tam z góry już przygotowane są wszystkie konieczne do obrzędu przedmioty. Owe przedmioty przeznaczone są wyłącznie do użycia przy tych obrzędach i oczywiste jest, że nikt ich nie użyje poza tym w innych okolicznościach. Jednym z owych przedmiotów jest miska służąca do obmywania zwłok, która prawie zawsze jest naczyniem wykonanym z metalu. Nie ma w tym przypadku mowy o rozbijaniu jej na kawałki ani o czymkolwiek, co by się z takim zwyczajem wiązało. Jakkolwiekby o tym sądzić, nie ma w tym przypadku mowy o kulcie zmarłych. Nic bowiem nie jest dalsze od judaizmu aniżeli kult zmarłych. Zarazem jednak nic nie jest w judaizmie otoczone większym pietyzmem aniżeli doczesne szczątki zmarłych ludzi, którzy odeszli w wieczność.

Ostatnia posługa

Nadeszła chwila, kiedy trzeba odprowadzić zwłoki na cmentarz. Aż dotąd prawie wcale rodzina nie była pozostawiona sam na sam ze swoim zmarłym, tj. z katafalkiem, na którym spoczywały zwłoki -jakże dla niej drogie doczesne szczątki człowieka. Niemal bezustannie trwało przy nich "czuwanie". Równocześnie, o ile to tylko było możliwe, towarzyszyła temu "nauka" albo odczytywanie tekstów poetyckich. Istnieją po temu odpowiednie podręczniki oraz mniej lub bardziej obszerne książki. W tym kraju używa się do tego celu głównie Sefer Chaim La-Nefesz, tj. "Księgi życia duszy", która jest także w przekładzie niderlandzkim i zawiera rozmaite modlitwy mające związek ze śmiercią i z pogrzebem.

Zdejmuje się teraz lampkę, która aż dotąd nieustannie płonęła na wieku trumny. Wszak wcale się jej nie gasi. Jest to bowiem ner tamid - stałe światło, które obecnie będzie świeciło się w domu regularnie. Przez długi czas będzie ono rzucało swój blask jako widoczny symbol duszy zmarłego, jako przypomnienie o Bożej Duszy, której nie ma już w grobie. Płonie przez okres dwunastu żydowskich miesięcy umieszczone, o ile jest to możliwe, na jakimś stałym miejscu, gdy czci się pamięć ojca albo matki. Utrzymuje sieje natomiast co najmniej przez trzydzieści dni jako pamiątkę po innych zmarłych krewnych, po małżonku lub małżonce, po dziecku, po bracie lub siostrze. W każdą rocznicę śmierci, kiedy przed naszymi oczyma staje świetlane wspomnienie osoby ukochanej, zapala się również ner tamid, światełko, które tym razem jest światłem "rocznicowym". Obecnie używa się do tego celu także instalacji elektrycznej. Nieustanne palenie się owego światełka jest w ten sposób zapewnione bardziej skutecznie. Pomniejszona jednak zostaje zarazem wartość uczuciowa gorliwości, z jaką czyniono starania związane z podtrzymywaniem tego światła. Pietyzm uległ w tym wypadku znacznej niestety mechanizacji.

Czynni członkowie Chewra Kadisza, w większych zaś gminach pracownicy odpowiedniego zakładu lub gminy zdejmują trumnę i wynoszą ją na zewnątrz. Dawniej noszono zwłoki z domu żałoby aż na cmentarz na barkach ludzkich. Pod warunkiem oczywiście, że zmarłego nie trzeba było transportować bardzo daleko na miejsce jego spoczynku. Wówczas korzystano z pojazdu, łodzi lub statku. W każdym innym natomiast wypadku wzdłuż całej drogi stali ludzie, którzy z wielką ochotą czekali na sposobność, aby dostąpić zaszczytu micwy czyli spełnienia w tym wypadku ostatniej posługi miłosierdzia i przejmowali jeden od drugiego regularnie na swoje ramiona drogie najbliższym szczątki. Teraz należy do rzadkości, aby zmarły był niesiony przez całą drogę albo choćby tylko przez jej część. Ten szczególny honor spotyka jedynie wielkich nauczycieli w Izraelu, a także w niektórych gminach tych, którzy podczas swego życia jako szczególnie czynni członkowie Chewra Kadisza poświęcali się spełnianiu micwy chesed we-emet. W pozostałych przypadkach służy do tego celu karawan albo samochód lub jakikolwiek inny jeszcze środek nowoczesnej lokomocji.

Jeżeli tylko nie powoduje to szczególnego utrudnienia i jeżeli nie stoi to w zbyt jaskrawej sprzeczności ze stylem życia zmarłego, wówczas ostatnią drogę zmarłego na miejsce jego spoczynku wybiera się w ten sposób, aby przechodziła ona w pobliżu synagogi; wszak to szul, szkoła życia żydowskiego, bejt ha-kneset, dom zgromadzenia, żydowski dom ludowy szczególnego rodzaju. Tam często się nawet przystaje, aby zmarły mógł jak gdyby oddać temu domowi swój ostatni hołd i aby on sam zarazem odebrał od tegoż domu ostatnie pożegnanie. Czasami, jeśli zmarły był przełożonym świątyni albo też innego rodzaju członkiem starszyzny w gminie, otwiera się na oścież drzwi synagogi i zapala w jej wnętrzu światła. Otoczone miłością szczątki doczesne wielkich nauczycieli wnoszone bywają zazwyczaj do wnętrza synagogi i składane na posadzce. Odbywa się tam wtedy również uroczystość żałobna. Odprawia się ją ze skromnością budzącą tak wielki szacunek, że prawdopodobnie nikt, kto był świadkiem takiej uroczystości, nigdy nie zapomni wrażenia, które na nim ona wywarła. Odmawia się tam hesped - słowo rozstania. Przy akompaniamencie recytacji tekstów biblijnych i śpiewów żałobnych dokonuje się siedmiokrotnego obejścia złożonych na ziemi mar. Każde okrążenie przerywane jest dźwiękiem rogu. Na głos szofaru wnosi się zmarłego do środka i ten sam głos jest sygnałem do wyniesienia go na zewnątrz. Ów stary zwyczaj opiera się na słowach Izajasza (18, 3) i mówi on nam, że dźwięk szofaru kiedyś i tych, "którzy spoczywają w ziemi, kiedy śmierć zostanie pokonana i kiedy łzy zostaną otarte z każdej twarzy" (por. Iz 25, 8).

Zmarłego czci się w sposób szczególny, kiedy się go odprowadza na miejsce jego ostatniego spoczynku. Z pewnością ani przepych okazałych karawanów, ani też liczne kwiaty nie mają związku ze starodawną skromnością, tak umiłowaną przez żydowski obyczaj. Orszak złożony z wielkiej ilości ludzi, którzy czynią zadość swej wewnętrznej powinności i pieszo odprowadzają zmarłego, jest najbardziej imponującym świadectwem szacunku okazanego temu, kto właśnie odchodzi. Jednakże ludziom nie zawsze to wystarczy. W orszaku pogrzebowym niesie się wiele kwiatów, świeżych kwiatów. Nie umieszcza się ich w zasadzie na trumnie ani też na karawanie. Okrywa się natomiast nimi grób już po jego zamknięciu. Także i o tym jednak decydują zazwyczaj dość zróżnicowane poglądy, odpowiednio do uczuć, których zresztą nie uzewnętrznia się zawsze w ten sam sposób.

Odprowadzanie zmarłego - ha-lwajat ha-met albo też lewaja - odrywa każdego od jego własnej pracy chociażby tylko na chwilę. Ze względu na tę okoliczność należy przerwać nawet studiowanie Tory - Talmud Tora. Czynili tak nawet najwięksi uczeni żyjący w czasach talmudycznych. Każdy, kto tylko usłyszy przechodzący w pobliżu kondukt ze zwłokami, niezależnie od tego jak pilną ma pracę, powinien towarzyszyć mu bodaj kilka kroków. Pozdrawia się wtedy zmarłego słowami: "Idź w pokoju!". Albo też wypowiada powoli kilka zdań z psalmu 91, jeśli nie cały psalm.

Nie będzie przesadą, jeśli dla uzmysłowienia, jak wielką wagę przywiązywano do tego miłosiernego uczynku w literaturze żydowskiej, posłużę się tu mądrością ze starego midraszu: otóż pamiętacie Jezabel, która dzieliła tron Samarii razem z królem Achabem. Znacie tę postać z Biblii. Nie cieszyła się ona zgoła w Izraelu opinią osoby zacnej. Kiedyś, po zainspirowanym i popieranym przez nią mordzie sądowym na Nabocie, prorok Eliasz przepowiedział jej, że jej ciało pożerać będą psy w tym samym miejscu, w którym zbrodnia została popełniona (1 Kri 21, 23). Wszystko to się spełniło. Jednakże psy nie tknęły jej głowy, jej stóp i jej dłoni (2 Kri 9, 35). Dlaczego? Mędrzec odpowiada na to w ten sposób: kiedy obok jej pałacu przechodził orszak weselny, wtenczas królowa wykrzykiwała radośnie do młodej pary, klaskając w dłonie. Kiedy zaś przenoszono innym razem w pobliżu zmarłego, wtenczas zeszła ze swego tronu i ze schodów zamku, łącząc swój głos z żałobnymi lamentami orszaku, po czym towarzyszyła pieszo niesionym na marach zwłokom do końca! Zatem przekleństwo Eliasza nie dotknęło tych członków Jezabel - tej samej Jezabel - tych członków ciała, które spełniły owe pobożne uczynki. I dlatego psy ich nie tknęły.

Ten, kto nie odezwie się nawet słowem w kierunku konduktu ze zwłokami i nie okazując mu szacunku, mija go obojętnie, "gardzi ubogim [w tym wypadku zmarłym], znieważa Stworzyciela jego" (Prz 17, 5), powiada Talmud. Kto więc okazuje takiemu ubogiemu swoją miłość, ten "na lichwę daje Panu" (Prz 19, 17). Inaczej mówiąc: oddaje cześć swemu Stwórcy (Prz 14, 31).

Tak więc oto ilustrowano doniosłość czci okazywanej zwłokom w zamierzchłej przeszłości. Niech tych parę przytoczeń wystarczy za całą ich masę. Ów szacunek wcale nie zmalał w świecie judaizmu.

Kondukt. Hesped. Pogrzeb

Grób zostaje wykopany w dniu, w którym ma przyjąć zmarłego. Nie wcześniej. Pozostawienie grobu otwartym i niezakopanie go natychmiast z powrotem wraz z pochowanym w nim zmarłym to rzecz skandaliczna. Gdyby tak uczyniono, stworzyłoby to wrażenie, jakby rozkopana ziemia swoją gotową już paszczą czyhała na pochłonięcie ofiary. Grób nie może być niczym innym jak tylko świeżo zasłanym łożem, w którym łagodnie i z miłością składa się szczątki osoby ukochanej. Byłoby rzeczą całkowicie nie do zniesienia, gdyby ktoś pozostawił na przeciąg całej nocy wykopaną w ziemi jamę. Gdyby z takich czy innych względów wcześniejsze wykopanie grobu było absolutną koniecznością, wówczas w każdym razie należy na noc dokładnie go przykryć.

Kiedyś to właśnie członkowie Chewra Kadisza albo też współbracia kopali grób dla tego, kogo śmierć zabrała ze wspólnoty. Wcale jeszcze nie tak dawno mogliśmy być świadkami takiego wydarzenia w małych zwłaszcza gminach. Tego rodzaju uczynki miłosierdzia, które spełniano, nie myśląc zupełnie o własnej wykonanej pracy ani też jakimkolwiek z niej zysku, zostały stopniowo wraz z upływem czasu zarzucone, dlatego też obecnie prawie wszędzie istnieją do tego celu wyspecjalizowane służby, odpowiedni pracownicy. Z pewnością skądinąd robią to oni zręczniej i bardziej fachowo, aniżeli robiono to kiedyś, zaś rzędy grobów są bardziej przez to regularne. Mimo to przecież, jeśli czasem zdarzy się komuś odwiedzić stary cmentarz i skoro ten ktoś dostrzeże brak jakiejkolwiek regularności pomiędzy poszczególnymi grobami, wtenczas stwierdzi, że wygląda to właśnie tak, jakby nad tym skrawkiem ziemi w widoczny sposób krążył Majestat Śmierci. Jakby słychać było jej kroki, jakby Anioł Śmierci porozmieszczał swoje skarby wedle własnego uznania: tu jeden, tam drugi.

Cmentarz nie jest miejscem budzącym lęk. Nazywa się je za pomocą rozmaitych określeń. Przede wszystkim nosi ono nazwę bejt ha-kwarot, co w dosłownym przekładzie oznacza: "mieszkanie grobów". Ci jednak Żydzi, którzy wciąż jeszcze posługują się starymi określeniami hebrajskimi i żydowskimi, używają tu przede wszystkim nazwy bejt ha-chaim, co oznacza: "mieszkanie żyjących". Bywa też, że ludzie posługujący się swojskim językiem getta używają zniekształconego określenia w jidysz: gedorty co znaczy "gut ort" czyli "dobre miejsce". Wszystkie te nazwy są wymowne. Mogą one też, rzecz jasna, być kształtowane także przez obawę, aby tego, co straszne, nie nazywać po imieniu i - z pomocą Niebios - nie wywoływać go. Zarazem jednak nazwy te unaoczniają skłonność do tego, aby w odczuciu śmierci pomniejszyć w jakiś sposób jej grozę i jej okropność albo przynajmniej je do pewnego stopnia złagodzić. Wyraża się to w jakimś eufemizmie, który spotkać możemy czasami w żydowskich źródłach, a którego jednak nie można w pełni utożsamiać z przesądem. Posługiwanie się nim należy raczej do dobrego tonu, skoro użycie takiego określenia może wzbudzać łagodne i subtelne uczucia, bowiem nazywanie rzeczy bez szczególnego owijania w bawełnę, lecz otwarcie i bezpośrednio po imieniu nazywane bywa niestosownością, która czyni współżycie ponurym, a stosunki towarzyskie bezdusznymi. Tak myśleli starsi. Czy byli w tym naiwni i przesadni? Czyż jednak przeciwne takiemu właśnie zachowanie nie jest cięższym grzechem przeciwko trzeźwej, zimnej i prozaicznie pojmowanej uczciwości?

"Dobre miejsce" czy "mieszkanie żyjących" to z pewnością piękne nazwy służące do określenia cmentarza. Trumnę wnosi się oczywiście na cmentarz. Na ramionach! W każdym razie pod sam koniec drogi do budynku obrzędowego, w którym odbędzie się nabożeństwo. Tak przynajmniej wypada. Trumna po hebrajsku nazywa się aron. Kiedyś już słyszeliśmy tę nazwę, raczej w pełnym rozwinięciu: aron ha-kodesz, "Święta Arka", w której złożono kamienne tablice. Podczas wędrówki przez pustynię nie wolno ich było przewozić jakimkolwiek środkiem transportu. Musiały być niesione. Do przenoszenia na ramionach Świętej Skrzyni Arki powołani zostali synowie Kehata, czyli odgałęzienia rodu kapłańskiego. I wedle słów Biblii, które dotyczą tego przepisu (IV Mjż 7, 9), ów zwyczaj został skwapliwie przyjęty: aby mianowicie zmarłemu okazywać szacunek w taki sposób, że jego aron niesiony będzie na ramionach w drodze do grobu, w każdym razie na jakimś odcinku tej drogi. Zmarłego należy przenieść wysoko wzniesionego. Nie odtransportować. Powiązanie tego ze Świętą Arką świadczy tu o wielkiej, prawie że nieskończonej czci, jaką otacza się ciało. Także i ciało zmarłego.

Tak oto kondukt dochodzi do drzwi budynku obrzędowego. Mary stawia się pośrodku. Przyjmujemy tu, że trumny już więcej się nie otwiera, jako że wszystkie obrzędy związane ze zmarłym zostały już odprawione wcześniej. Tutaj przeważnie dokonuje się rozerwania ubrań - kerija - przez żałobników. To o Rubenie czytamy w Biblii jako o pierwszym, który pogrążony w rozpaczliwej żałobie rozerwał swoje szaty, kiedy nie znalazł Józefa w tej studni, w której, jak mniemał, jego brat będzie bodaj trochę zabezpieczony przed innymi grożącymi mu zamachami na życie (I Mjż 37, 29). Następnie zaś widzimy Jakuba rwącego swoje szaty i okrywającego swe lędźwie workiem, gdy przyniesiono mu odświętną suknię Józefa splamioną krwią. Poza tym znajdujemy w innych jeszcze miejscach wzmianki o tego rodzaju przejawach smutku i żałoby. Rozpacz toruje sobie drogę, dziki smutek szuka ujścia. Wydarty zostaje prosto z serca kawałek żywota! Czymże jest wobec takiego nieszczęścia strój dla ciała, czymże ozdoba dla czyjegoś żywota! Precz z tym.

Nie jest to czynność wcześniej omawiana, lecz raczej działanie odruchowe, gest instynktowny. Od tego się on zaczyna. Któż by czasem pogrążony bez zmysłów w smutku nie odkrył swego serca i nie zawołał: Uderz! Zabij także i mnie! - Takie jednak wybuchy należy opanować, smutek musi znaleźć swe ujście. Rozrywanie płaszcza i innych szat, odsłanianie ramienia, odkrywanie serca: wszystko to niewątpliwie były kiedyś sposoby uzewnętrznienia dzikich wybuchów i równocześnie były to naturalne środki służące do ochłodzenia w pewnym stopniu żaru owych wzruszeń.

Kerija to znak. Oznaka żałoby i opanowania. Owszem, członek rodziny został zabrany. Jednakże my nie mamy przecież żadnego prawa, aby czynić wyrzuty Bogu. Nadzy - by powtórzyć za Jobem - przychodzimy na świat i nadzy stąd odchodzimy (Job 1, 21). Kiedy więc wargi wypowiedzą słowa uległości "Pochwalony bądź, Ty, Boże, Sędzio prawdy", wówczas jakby dla okazania, że gotowi jesteśmy, skoro tak trzeba, nadzy rozstać się z życiem, rozrywa się od góry krawędź ubrania albo jeszcze jakiejś innej części garderoby. Rozbrzmiewają potem dalsze słowa Joba: "Bóg dał, Bóg wziął: niech będzie pochwalone Imię Przedwiecznego!"

W przypadku śmierci ojca albo matki rozerwania (kerija) dokonuje się ponad sercem, zatem po lewej stronie i to na wszystkich sztukach wierzchniej odzieży. Po śmierci zaś małżonka (małżonki), dzieci, brata czy siostry - po prawej stronie. Nie robi się tego w ogóle w przypadku śmierci innych osób.

Oto więc krewni z rozerwanymi ubraniami stoją wokół drogich szczątków zmarłego. Teraz rozpoczyna się pożegnanie, liturgia ukojenia. Kantor z Chewra Kadisza występuje ze słowami: "O Ty, Opoko nasza, dopełniło się dzieło Twoje, wszystkie drogi Twoje są prawe; jesteś Bogiem wierności bez zmylenia, prawy jesteś i sprawiedliwy!"

Na zakończenie rozbrzmiewa kantyk Mojżesza (V Mjż 32, 4). Po odmówieniu go dodajemy jeszcze inne wersety biblijne i niektóre zdania o podobnym znaczeniu. Rabin wypowiada je głośniej, wszyscy pozostali wtórują mu ciszej. Następnie daje urzędowo wyraz żałobie z powodu rozstania w imieniu gminy, którą zmarły opuścił. "Opadł sznur, zerwana została więź" - powiada mówca. Dziękuje, pociesza i życzy. Do odchodzącego woła Szalom - Pokój! To bowiem suma wszystkich dóbr. Na drogę do wieczności, na drogę do wiecznego szczęścia.

Zaraz potem matka Ziemia przyjmuje do siebie z powrotem ów proch, w którym zamieszkiwał żyjący pośród nas człowiek. Przyjmuje ciało, aby znów ukryć je w swoim łonie. Postać tego prochu, teraz w trumnie, na marach, do pewnego stopnia nam kiedyś znana, spocznie w prochu ziemi. Nie ujrzymy już tej postaci tutaj nigdy więcej. Oto nadeszła teraz chwila wielkiej rozłąki.

I oto z ciemnych głębin naszych westchnień wznosi się ciche pragnienie, aby przywołać choćby raz tylko na powrót przed oczy naszej duszy to życie, które zostało wyrwane z naszego grona. Poza zwyczajnymi myślami, które podsuwa smutek i współczucie, oprócz życzeń i modlitw rodzi się potrzeba, aby wypowiedziane zostało słowo bezpośredniej oceny; potrzeba pożegnania, w którym rzeczywiście by dokonano oszacowania tego, co właśnie zostało pogrzebane. Oszacować: znaczy to obliczyć w przybliżeniu rzeczywistą wartość. Ocenianie musi być połączone z wysiłkiem dokonania uczciwych ustaleń. Skłonni jesteśmy przeto przy rozstaniu mimowolnie zawyżać ciężar straty, której doznaliśmy. Pragnęlibyśmy też, ażeby również inni tak samo oceniali ten ciężar. Nie jest to żadne otwieranie ran, żadne grzebanie się w cierpieniu. To raczej jest podsumowanie i zamknięcie. To pomaga podjąć dalsze życie i daje pociechę.

Oddanie szacunku temu, który się rozstał z nami, należy do uczynków zbożnych. Pogrzeb nie jest przecież tylko pozbyciem się kogoś. Ani też całkowitym odejściem.

Tak więc każda dusza posiada swoje prawa. Ma prawo do słowa osobistego pożegnania.

Tu jednak kryje się bolesna trudność, która jest prawie że nie do pokonania. Nader skorzy jesteśmy w naszym zwyczajnym współżyciu z innymi ludźmi - czyż nie prawda? - do wydawania sądów o żyjących naszych współbliźnich! Tymczasem taki sąd ulega zmianie w ciągu jednego dnia, traci po wielekroć swą moc w przeciągu paru godzin. Widzimy bowiem poszczególne uczynki, a także wyciągamy na podstawie każdej czynności osobny wniosek. Nie wiążemy ich ani nie oddzielamy, nie robimy też dokładnych analiz. Wszystko to przechodzi obok nas i nie ma dla nas wielkiego znaczenia. Nigdy nie jesteśmy sprawiedliwi w tych sądach. I nie mogą one być sprawiedliwe. Nawet gdybyśmy je opierali na prowadzonych z rozmysłem czystych dociekaniach naukowych. Najrzetelniejsza uczciwość nie znajduje w nich prawdy. Także i miłość zawodzi, aczkolwiek z pewnością jest ona bliższa prawdy. Nawet wzajemnie się wspomagając, miłość i sprawiedliwość nie mogą wydać sądu, który byłby absolutnie bez zastrzeżeń.

A tutaj oto dusza ludzka domaga się pożegnania, w tym zaś pożegnaniu również i pewnej oceny własnej wartości. Człowiek materialny przestał istnieć. Trzeba więc teraz podsumować jego ziemskie dokonania i zebrać je w jedną formułę, a także poddać je próbie w obliczu Idei, którą nazywamy Człowiekiem i którą Biblia na pierwszej stronie opatrzyła pieczęcią: odbicie Boga!

Tego rodzaju wymagania są zbyt wygórowane jak na mowę poświęconą czyjejś pamięci. To zbyt wysokie loty. Brakuje nam wiele, zbyt wiele! Jesteśmy zamroczeni. O ile w innych sprawach nasze oko potrafiłoby dość ostro rozróżniać przedmioty poznania, to tutaj jest ono przyćmione. Chwila jest niedogodna; otoczenie nas zniewala; okoliczności nas krępują. Gdybyśmy chcieli być uczciwi, to i tak bylibyśmy - oczywiście - tylko subiektywnie uczciwi. Bardzo zaś subiektywna uczciwość doprowadziłaby nas do tego, że bylibyśmy zarazem świadomie bardzo jednostronni, bowiem nie potrafimy patrzeć na dobro z całkowitą czystością. Jednakże nie chcemy widzieć tego, co złe, co niedobre, nie możemy o tym mówić. Tego wymaga od nas chwila; tego żąda od nas majestat śmierci. To wymusza na nas obecność bliskich, którym trzeba pomóc, a nie jeszcze bardziej ich dręczyć.

Są i takie gminy, ma się rozumieć, gdzie z reguły nie wygłasza się przemówień pożegnalnych. W takim wypadku odpada hesped. Jednak i wtedy ową regułę stosuje się nie zawsze konsekwentnie. Ostatecznie przy okazji każdej prawie śmierci poświęca się pamięci zmarłego parę słów. Ten, kogo się prosi o takie przemówienie, albo też kto sam odczuwa potrzebę wygłoszenia paru słów, musi się kierować subtelnym taktem, wrażliwością i szlachetnością. Musi się wystrzegać szorstkości i nie mniej unikać powinien przesady, a nawet tym bardziej wyolbrzymiania. Bowiem obecni podczas powrotu z cmentarza do swoich domów będą z pewnością taką wyolbrzymioną pochwałę poddawali surowej krytyce; w ten zaś sposób cześć zmarłego narazi się na całkiem przeciwne zamiarom potraktowanie. Całkiem niestosownie wielka pochwała przeradza się także i w tym przypadku w szyderstwo. Tu jednak jest to szczególnie dotkliwe. Winowajcą zaś jest mówca, który pozwala sobie na zbyt wiele. "Jego grzech zostanie mu policzony". Tak karci go Talmud. Mowa skromna, ale zarazem ciepła, nosząca znamię prawdy, należy do najlepszych sposobów, które mogą przynieść pociechę i ukojenie.

Mary z trumną raz jeszcze unoszą się w górę. Tym razem już nie na ramionach. Krewni i przyjaciele zaniosą ją teraz do grobu. Przyłoży się do tego wiele dłoni. O ile to możliwe, czynią to po kolei. Odmawia się psalm 91. Występuje rabin albo osoba przewodząca liturgii. I tak podczas owej drogi do grobu wypowiada się w stosownym recytatywie nieśmiertelne, zawsze nowe słowa. Kiedy przebrzmi po dwakroć ostatnie zdanie, mary składa się na ziemi, a cały kondukt przystaje w ciszy. Następuje krótka modlitwa podczas tego postoju. Niosący trumnę ustępują miejsca innym, którzy także pragną wziąć udział w tym oddaniu czci zmarłemu. Teraz kondukt rusza dalej. Recytuje się ponownie ów psalm głosem stłumionym, lecz dość głośno. Wszystko to powtarza się trzy razy. Kiedy zaś na wargach przewodnika zamierają ostatnie słowa krótkiej modlitwy -jest to werset z Szemot, którym się żegna duszę opuszczającą ciało zmarłego - "pochwalone niech będzie Imię Jego świetnego Panowania", wówczas trumnę zdejmuje się z noszy. Składa się ją w grobie. Towarzyszą temu słowa: "A ty idź do zamierzonego, a odpoczniesz i staniesz na losie twoim na końcu dni" (Dn 12, 13).

Pierwsze grudki ziemi uderzają o trumnę. Najbliższy z krewnych wyjmuje szpadel z pryzmy piasku i sypie parę garści na trumnę. Czyni to trzykrotnie. Po nim robią to samo inni krewni. Następnie podchodzą przyjaciele. Wreszcie po kolei zbliżają się wszyscy, którzy pragną w ten sposób uczcić zmarłego. Nikt nie przekazuje łopaty drugiemu. Za każdym razem wbija się ją ponownie w piasek. Zmarły musi być przecież pochowany z dostojnością. Nie pośpiesznie, na odczepnego. Pochówek nie jest pracą, którą można przekazywać sobie z rąk do rąk. Jest to uczynek miłosierdzia w stosunku do zmarłego, który każdy musi spełnić osobiście. Podczas zasypywania grobu ziemią wypowiada się znowu słowo Biblii. "I wróci się proch do ziemi swej, z której był, a duch wróci się do Boga, który go dał" (Koh 12, 7). Podczas kiedy grób wypełnia się ziemią i usypuje się nad nim kopiec, rabin odmawia modlitwy i teksty wedle starych zwyczajów. Obrzędy żałobne zamyka ostatecznie modlitwa Kadisz.